DOJAZD DO PRACY POCIĄGIEM? MNIE SIĘ UDAŁO

Dojazdy do pracy lub do szkoły nie muszą stanowić życiowego wyzwania na miarę lotu w kosmos. Lekko nie jest. Wszystko zależy od tego gdzie mieszkamy i gdzie musimy dojechać.

Od 12 lat dojeżdżam z Piotrkowa do Łodzi. Mam to szczęście, że mieszkam w pobliżu dworca kolejowego, a pracuję też w pobliżu dworca w Łodzi. „Odpada” mi więc zgrywanie przejazdów pomiędzy godzinami kursowania pociągów i komunikacji miejskiej w obydwu miastach. Niestety, co trzy miesiące zmieniany jest rozkład jazdy pociągów. To nie służy stabilizacji. Na dokładkę wymyślane są takie „cuda” jak np. postój trwający 20 minut w trakcie przejazdu pociągu. Przez to czas podróży bardzo się wydłuża. Jeśli podróż na trasie 60 km pociągiem ma trwać półtorej godziny (przez ten postój) to wiele osób wybiera samochód którym dojedzie w czasie o połowę krótszym. Mnie udaje się w połowie trasy przeskoczyć do innego pociągu aby nie tkwić te 20 minut w nieruchomym pojeździe.

Istotą dobrze działającej kolei jest też dostępność: pasażer musi wiedzieć, że od rana do wieczora raz na godzinę złapie pociąg. Samorządowcy i politycy wierzą, że jedyne czego oczekuje społeczeństwo, to więcej samochodów i więcej autostrad. Tak nie jest. Ludzie bowiem  cenią transport publiczny, jeśli jest on sensownie zorganizowany.

Długo nie było pieniędzy nawet na bieżące remonty torów. Rozkłady jazdy były coraz krótsze. Planiści i politycy snuli wizję kolei dużych prędkości. Roztaczali wizję długich, superkomfortowych, jeżdżących raz dziennie pociągów. Typowa megalomania. To przelało czarę goryczy u pasażerów. Na dokładkę w wielu miejscach dworce kolejowe są oddalone od przystanków autobusowych i na przesiadkę pomiędzy środkami lokomocji publicznej trzeba wzywać taksówkę. Na te aspekty organizatorzy transportu zbiorowego powinni zwrócić uwagę. Niech te pociągi będą krótkie, ale niech kursują często.

Warto przypomnieć, że w kwietniu 2000 roku z dnia na dzień zamknięto ruch pasażerski na 1028 km linii kolejowych. Ludzie odzwyczaili się od korzystania z pociągów. Skutkiem tego, teraz trzeba puścić po Polsce puste autobusy. I przez rok, dwa będą jeździć puste, wozić garstkę pasażerów, zanim ludzie uwierzą, że warto się do nich przesiąść. W komunikacji publicznej przez 20 lat panował zupełny chaos. Kolej się zwijała. PKS-y upadały. Prywatne busiki pojawiały się i znikały bez planu. Czy zadawano sobie pytanie co z młodzieżą? Co z emerytami i ludźmi, którzy nie mają prawa jazdy? Nie mówiąc o problemie smogu i wypadków.

Przywrócenie sprawnej komunikacji publicznej jest obowiązkiem władz i koniecznością. To, że się nie opłaca to żaden argument. Ludzie nie korzystają przecież z tego czego nie ma, albo źle funkcjonuje. Kursy pociągów czy autobusów muszą być regularne i częste. Wtedy będą pasażerowie.