Cud nad Wisłą, a opowieści mojej babci

Bitwa warszawska nazywana  cudem nad Wisłą została stoczona w dniach 13-25 sierpnia 1920 w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Zdecydowała o zachowaniu niepodległości przez Polskę i nierozprzestrzenieniu się rewolucji komunistycznej na Europę Zachodnią.

Według odnalezionych w ostatnich latach i ujawnionych w sierpniu 2005 dokumentów Centralnego Archiwum Wojskowego już we wrześniu 1919 szyfry Armii Czerwonej zostały złamane przez porucznika Jana Kowalewskiego. Manewr polskiej kontrofensywy udał się zatem między innymi dzięki znajomości planów i rozkazów strony rosyjskiej i umiejętności wykorzystania tej wiedzy przez polskie dowództwo.

 Kluczową rolę odegrał manewr Wojska Polskiego oskrzydlający Armię Czerwoną przeprowadzony przez Naczelnego Wodza Józefa Piłsudskiego, wyprowadzony znad Wieprza 16 sierpnia, przy jednoczesnym związaniu głównych sił bolszewickich na przedpolach Warszawy. ( oprac na podst Wikipedii).

Moja babcia opowiadała mi jako małej dziewczynce o Piłsudskim i innych wielkich ludziach o których w latach 60-tych i 70-tych nie opowiadano ani w szkołach ani w TV, ani w radio. Przypominam że internetu nie było. Babcia pochodziła z okolic Sambora (dzisiejsza Ukraina), Oczywiście urodziła się na tych ziemiach więc była Polką. Wyszła za mąż mając 17 lat i urodziła syna Janka. To było przed wojną 1920 roku z bolszewikami. Jej mąż zginął podczas działań wojennych 1920 roku. Moja Babcia została wdową w wieku 19 lat. Była zmuszona radzić sobie sama. Jankiem zaopiekowała się jej mama, a ona sama ukończyła we Lwowie szkołę pielęgniarską i jako dyplomowana pielęgniarka mogła już pracować. Dostała pracę w Krakowie w klinice chorób zakaźnych na oddziale dziecięcym. Jako mężatka nie dostałaby tej pracy. Jako matka tym bardziej. Ukrywała więc fakt że ma dziecko, co nie było zbyt trudne z uwagi na jej młody wiek. Janek wychowywał się w Samborze. Przed II Wojną Światową moja babcia wyszła ponownie za mąż i w 1937 roku urodziła mojego ojca. Podczas okupacji pracowała nadal jako pielęgniarka na oddziale zakaźnym dziecięcym. Niemcy zatrudniali mężatki i nie przeszkadzało im że są matkami. Do dziś zastanawiam się jak to było możliwe że nikt w domu nie zachorował na tyfus.

Ten wstęp był mi potrzebny do tego, aby wyjaśnić, że moja babcia była odważną i zdecydowaną kobietą. Do tematu Cudu nad Wisłą miała jednak szczególny stosunek. Pamiętam jak od małego dziecka zabierała mnie na cmentarz na Rakowicach w Krakowie na groby żołnierzy. Komuniści nie byli szczęśliwi że 15 sierpnia składane były tam kwiaty i zapalane były znicze. Toż to było jawne występowanie przeciw ówczesnemu ustrojowi! Później szłyśmy na nabożeństwo do kościoła (najczęściej Franciszkanów). Wieczorem babcia opowiadała o tym jak to było w 1920 r. Zawsze mówiła, że to Matka Boska sprawiła, że wygraliśmy. Opowieść wydobywała z mojej wyobraźni wizję  Matki Boskiej, która swoim płaszczem jak gęstą mgłą zasłoniła stanowiska bojowe naszych wojsk uniemożliwiając bolszewikom celne strzały. Mówiła też że w takie święto (15 sierpnia)  nawet działania wojenne powinny być zawieszone. Podejmowanie działań przez bolszewików w to Maryjne święto kosztowało ich (wg mojej babci) zwycięstwo. Ja 15 sierpnia zawsze świętuję. Staram się wtedy odświeżyć swoją wiedzę historyczną, przeglądam stare zdjęcia które z tego okresu zachowała moja babcia i które ja przechowuję. W tym roku będę też miała szczęście aby w Krakowie na Rakowicach zapalić znicze na grobach żołnierzy z 1920 r., a także na grobie mojej babci i ojca którzy bez względu na panujący ustrój i widzimisię przywódców zachęcali mnie do poznawania swojego kraju, jego historii i jego piękna. W szkole musiałam zaliczać przedmiot pt. historia w kolejnych klasach, ale wiedziałam że to nie do końca jest prawdziwa historia. Nasz dom odwiedzali byli żołnierze AK i przechowywane były pamiątki, które nie podobałyby się ówczesnej władzy. Moi rodzice nie kryli się z tym że są katolikami praktykującymi i że nas wychowują w wierze. Pracowali i nigdy nie dali sobie „wejść na głowę” aparatczykom. Ojciec inżynier mechanik a mama ekonomista ani w latach 60-tych ani nigdy później nie dali się zastraszyć. Ja odziedziczyłam tą „przypadłość”. Nadal ważny jest dla mnie Cud nad Wisłą.

Nie ma mojej zgody na to żeby przywódca PIS nazywał takich ludzi jak ja „wykształciuchami” i piętnował za poglądy polityczne. Każdy człowiek ma swoją historie i swój cud. Mój cud to wiara w to że ludzie bez względu na to jakie mają poglądy, gdzie się urodzili i bez względu na to jaki zawód wykonują – aby czuli się dobrze w swoim kraju, aby nie byli dyskryminowani, aby na stare lata mieli zagwarantowaną opiekę.Wierzę jeszcze w to że być może 15 sierpnia 2011 nastąpi cud w kraju nad Wisłą i zakończy się wojenka na pomówienia.